Prześwity nad Żurawią Górą
Tekst i zdjęcia: Aleksandra Pępkowska
Frombork. Mijamy pomnik Mikołaja Kopernika — człowieka nierozerwalnie związanego z historią tego niewielkiego miasteczka i historią astronomii. Dla ludzi, z którymi tu przyjechałam, obie te rzeczy — astronomia i Frombork — stały się w pewnym momencie sposobem na życie.
Jedziemy pociągiem po brzegi wypchanym
plecakami i namiotami. Zrobiło się jasno i za oknem przesuwa się teraz
monotonny krajobraz północnej Polski. Aby urozmaicić nam podróż Tom zaczyna
opowiadać sen, który w ciągu ostatniego roku w Katowicach przyśnił mu się
przynajmniej kilka razy:
— Jest późny wieczór, centrum dużego miasta, być może Katowic, czekam na
kogoś. Ten ktoś nie pojawia się. Idę zatem na dworzec PKP, podchodzę do kasy
i niespodziewanie kupuję bilet do Fromborka. Nie planowałem donikąd
wyjeżdżać, mimo to wbiegam na peron i niemal w ostatniej chwili wsiadam do
pociągu.
Podróż nie dłuży się tak jak zwykle, pociąg pędzi jak nigdy w rzeczywistości.
Jedzie po zalanych wodą torach, prawie tak jakby płynął. Zastanawiam dlaczego
właściwie to zrobiłem, czy już tak bardzo miałem dość Katowic?
Kolejne przesiadki w Tczewie i Elblągu i w końcu, tak jak teraz, siedzę w
Strzale Północy, a za oknem przesuwa się znajomy krajobraz: Zalew Wiślany,
Tolkmicko, Święty Kamień.
Choć nie pamiętam samego momentu wysiadania z pociągu, wiem, że jestem już we
Fromborku. Idę wzdłuż wybrzeża. Dochodzę do małego jednorodzinnego domku;
postanawiam wejść do środka. Z góry dobiegają znajome głosy, wchodzę po
schodach i zaglądam do jednego z pokoi.
— Cześć Tom — woła wesoło Bartek — fajnie, że jesteś.
Na dywanie obok Bartka siedzicie wy i cała reszta "Wakacji". To niesamowite,
wszyscy tu są.
— Tak, nas też coś tu przygnało — odpowiada na nie zadane jeszcze pytanie
Fachowy.
W końcu i my dojeżdżamy do Fromborka. Jest sierpniowy
poranek 2000 roku. Ze Strzały Północy wyskakują po kolei Fachowy, Ula,
Magda, Ola, Tom, Tomek, Radziu i Kozioł. Na peronie czekają na nas Kasia,
Bartek, Młody, Irek i Olek. Każda z osób stojących na peronie na stałe
mieszka w innym mieście, razem najczęściej spotykają się tutaj w Grodzie
Kopernika. Kilka razy do roku organizują także spotkania w swoich domach i
akademikach.
— Zacznijmy od odwiedzin u pani Popek! — proponuje Radziu i wszyscy zgodnie
ruszają w stronę miasta.
— Pani Popek jest właścicielką sklepu spożywczego, w którym "Wakacje"
najczęściej robią zakupy — wyjaśnia mi Magda — Jak tylko tam wpadniemy,
przywita nas słowami: "Przyjechała młodzież!"
— Radziu, nie wiedzieć czemu, jest jej ulubieńcem. Może za wszystkie
Kopiko, które u niej kupił — dodaje Ola.
Po zakupach kierujemy się w stronę Wzgórza Katedralnego — centralnego punktu
we Fromborku. Po drodze mijamy pomnik Mikołaja Kopernika — człowieka
nierozerwalnie związanego z historią tego niewielkiego miasteczka i historią
astronomii. Dla ludzi, z którymi tu przyjechałam, obie te rzeczy — astronomia
i Frombork — stały się w pewnym momencie sposobem na życie.
— O ile uboższe byłoby moje życie bez tego miejsca i bez ludzi, których tu
poznałem — wpada w zadumę Tomek.
Przez Południową Bramę docieramy wreszcie na dziedziniec katedralny.
Przed nami wyrasta okazała gotycka świątynia, z wnętrza której dobiegają do
nas dźwięki muzyki organowej. Jest to Kościół Katedralny pod wezwaniem
Najświętszej Marii Panny. Dawniej znajdowało się tu Biskupstwo Warmińskie,
dziś jest to miejsce odwiedzane przez turystów z całego świata. Ale to nie
katedra jest naszym celem, my kierujemy się do znajdującej się w obrębie
murów obronnych Wieży Radziejowskiego, w przyziemiu której mieści się
planetarium należące do Muzeum im. Mikołaja Kopernika we Fromborku. Wszyscy
przyjechaliśmy tutaj na "Wakacje w planetarium".
Przez ciężkie drewniane drzwi wchodzimy do środka, o tej porze nie ma zbyt
wielu turystów i pracownicy planetarium mają czas, by się z nami przywitać.
Moją uwagę przykuwa milczący, bosonogi mężczyzna, jak się później dowiaduję,
jest to kierownik planetarium Andrzej S. Pilski.
Samo planetarium jest niewielkie i przez to panuje tu bardzo specyficzna
atmosfera — okrągła sala wypełniona po brzegi fotelami, półmrok i sącząca się
z głośników muzyka, gdy nie odbywa się żaden seans.
Po całonocnej podróży jesteśmy tak zmęczeni, że marzymy jedynie o tym, by
rozbić namioty, rozwinąć śpiwory i przyłożyć głowy do karimat. Ruszamy zatem
w kierunku położonej na południe od miasta Żurawiej Góry, na której znajduje
się baza noclegowa "Wakacji" i, co najważniejsze, obserwatorium
astronomiczne.
Wychodzimy na poprzecinaną pagórkami asfaltową drogę i po chwili męczącego
marszu możemy już dostrzec najwyższe w okolicy wzniesienie. To właśnie tam
staną nasze namioty.
Historia ludzi, którzy pokochali gwiazdy i przyjechali do
Fromborka zaczęła się w 1979 roku. Pomysłodawcami akcji "Wakacje w
planetarium" byli Edith i Andzej Pilscy. Za ten pomysł i jego wieloletnią
organizację zostali nagrodzeni w 1991 roku medalem im. prof. Włodzimierza
Zonna, który przyznawany jest za popularyzację wiedzy o wszechświecie.
Później, w 1995 roku, ten sam medal otrzymał także Jarosław Włodarczyk -
jeden z pierwszych uczestników "Wakacji", dziś zawodowy astronom, znany m.in.
z publikowanego do niedawna w miesięczniku "Wiedza i Życie" "Nieba za
oknem".
Pierwsi uczestnicy akcji wybudowali na oddalonej o 1,5 kilometra od miasta
Żurawiej Górze obserwatorium astronomiczne. Później, w 1983 roku, założyli
Towarzystwo Przyjaciół Planetarium i Obserwatorium Astronomicznego we
Fromborku, które nazwali "PULSAR". Dzisiaj, choć towarzystwo ciągle istnieje,
niewielu z jego członków odwiedza Gród Kopernika.
Marek M. studiował astronomię na Uniwersytecie Warszawskim, zdobył tytuł
doktora i wyjechał do Kołobrzegu, gdzie pracuje jako nauczyciel w liceum
ogólnokształcącym. Od 1999 roku organizuje dla swoich uczniów obozy
astronomiczne we Fromborku. Marek G. astronomię studiował na uniwersytecie w
Krakowie, rok temu obronił pracę doktorską w Centrum Astronomicznym Mikołaja
Kopernika w Warszawie. Ostatni raz we Fromborku był w 2000 roku podczas
Ogólnopolskiego Zlotu Miłośników Astronomii, zorganizowanego przez "Wakacje"
i Towarzystwo "Pulsar". Krzysiek przyjeżdżał do Fromborka nieprzerwanie przez
ponad 10 lat. Jest jedynym w Polsce zawodowym poszukiwaczem meteorytów.
Ostatni raz był tutaj w maju, powiedział wtedy: Dla mnie Frombork się już
skończył i wyjechał. Teraz spotkać go można w Morasku (dzielnica
Poznania), gdzie z wykrywaczem metalu przeczesuje łąki w poszukiwaniu
"kamieni z nieba".
Od czasu pierwszych wakacji niewiele się we Fromborku
zmieniło. Andrzej S. Pilski nadal wita wszystkich nowo przybyłych
uczestników, objaśnia im zasady pobytu na Żurawiej Górze, w wolnych chwilach
przegląda swoje zbiory meteorytów i zastanawia się nad prognozą pogody na
następny dzień. Pełni ciągle funkcję kierownika planetarium i opiekuna
wakacji. Edith Pilska pracuje w Muzeum jako przewodnik niemieckich wycieczek,
których w sezonie tu nie brakuje.
Zasady pobytu na Żurawiej Górze wydają się być niezmienne od ponad dwudziestu
lat. W regulaminie "Wakacji w planetarium" przeczytałam: Uczestnik akcji
za pobyt we Fromborku płaci dwa punkty dziennie, w zamian za to może
korzystać ze sprzętu zgromadzonego w obserwatorium. Planetarium zapewnia mu
także bazę noclegową.
W jaki sposób zdobywa się rzeczone punkty? Jeden punkt to średnio jedna
godzina pracy na Wzgórzu Katedralnym. Po kilku lekcjach obsługi aparatury pod
kierunkiem Andrzeja Pilskiego i po zapoznaniu się z treścią seansów, które
odbywają się w planetarium wakacjusz może już prowadzić je sam. Jeśli woli
czas przeznaczony na pracę spędzić na wolnym powietrzu, może pokazywać, przy
użyciu specjalnie do tego przystosowanego teleskopu, plamy słoneczne.
Podobnym, bo również wymagającym bezpośredniego kontaktu z ludźmi
odwiedzającymi wzgórze, zajęciem jest praca przy wahadle Foucaulta. Ten
oryginalny przyrząd obrazujący obrotowy ruch Ziemi to ważąca 46 kilogramów,
zawieszona w Wieży Radziejowskiego na prawie 30-metrowej stalowej linie,
mosiężna kula.
Ludzie, którzy teraz podczas wakacji przesiadują przy wahadle Foucaulta, nie
różnią się od tych, którzy przesiadywali tu dawniej. Dla większości przygoda
z "Wakacjami w planetarium" zaczęła się bardzo podobnie: interesowali się
astronomią i szukali miejsca, w którym mogliby spędzić wakacje. Tomek opisał
to tak:
Był maj 1996 roku. Zbliżał się koniec roku szkolnego i podobnie jak tysiące uczniów w całej Polsce z niecierpliwością czekałem na wakacje i zastanawiałem się, jak by je spędzić. Siedziałem w swoim pokoju przeglądając stare czasopisma. W jednym ze starych numerów "Wiedzy i Życia" natrafiłem na informację o akcji pod tajemniczo brzmiącą nazwą "Wakacje w planetarium", organizowaną przez muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku. W atlasie samochodowym odnalazłem Frombork — na drugim końcu Polski, nad Zalewem Wiślanym. Wtedy wiedziałem tylko tyle, że sporą część życia spędził tam Mikołaj Kopernik. I nic ponad to.
Dzisiaj Tomek, podobnie zresztą jak Ula, studiuje astronomię na Uniwersytecie
Wrocławskim. Kozioł w Zielonej Górze studiuje astrofizykę, hobbistycznie
zajmuje się astrofotografią i zbiera meteoryty. Bartek jest asystentem na
Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, zajmuje się tam heliofizyką.
Młody w przyszłym roku będzie zdawał maturę, teraz zastanawia się nad
kierunkiem przyszłych studiów.
Razem z Radziem siedzę już od ponad godziny w Wieży
Radziejowskiego, zdobywam punkty i wiedzę niezbędną do zrozumienia działania
wahadła Foucaulta:
— Foucault wymyślił prosty sposób, żeby pokazać ludziom, że Ziemia "jednak
się kręci" wokół własnej osi, że Kopernik miał rację. To dlatego właśnie
tutaj we Fromborku powiesili to cudo — tłumaczy Radziu.
A po chwili zaczyna opowieść o tym, czego to ludzie nie plotą o wahadle:
— Najczęściej, na pytanie dziecka: "Co to takiego?", niezorientowany rodzic
odpowiada, że to zegar słoneczny, bomba, kompas, albo dzieło sztuki. Kiedyś
matka, chcąc powstrzymać brzdąca przed dotknięciem wahającej się kuli,
krzyknęła: "Nie ruszaj, bo się rozreguluje i Ziemia się zatrzyma".
Na wieży robi się nam zimno i postanawiamy zobaczyć, kto stoi dziś z
teleskopem na dziedzińcu i pokazuje plamy. Tym razem jest to Kasia. W
planetarium właśnie skończył się seans prowadzony przez Bartka. Na
dziedziniec wysypuje się mrużący jeszcze oczy tłum turystów. Zainteresowani
podchodzą do teleskopu, reszta gdzieś znika. Po chwili z planetarium wychodzi
Bartek:
— Dziś wieczorem "Muzyka pod gwiazdami" — informuje nas z zadowoleniem w
głosie. — Ale to dopiero o dwudziestej, tymczasem chowamy sprzęt i idziemy do
PTTK-u, pomidorówka na nas czeka.
Frombork "wie", że
przyjechały "Wakacje". Mieszkańcy miasta rozpoznają tych ludzi. Nie dziwi
mnie już to, że po wejściu do restauracji prawie nie pytają nas o to, co
zamawiamy. Stały zestaw obiadowy wakacjusza to zupa pomidorowa i ziemniaki z
surówką. Przy jednej z takich pomidorówek pytam ludzi, którzy jedzą ją
niezmiennie każdego lata od czterech, pięciu czy też sześciu lat, na czym
polega fenomen Fromborka i "Wakacji". Nie potrafią podać konkretnego powodu,
dla którego przyjeżdżają na "Wakacje". Kilka miesięcy później dostanę list od
Tomka, w którym napisze:
Spędziłem we Fromborku łącznie kilka miesięcy życia, byłem tam — zazwyczaj
pokonując 600 kilometrów pociągiem, często w nocy — niemal 20 razy. Nie ja
jeden. Skąd bierze się fenomen tego miejsca? Próbowaliśmy sobie odpowiedzieć
na to pytanie niezliczoną ilość razy.
Czy jest to możliwość spotkania się, ujrzenia znajomych twarzy, usłyszenia
znajomych głosów? Minuty spędzone w chłodne poranki na molo w oczekiwaniu na
wschód Słońca, wśród skrzeczących mew i terkotu silników łodzi wypływających
na połów? Duch Kopernika obecny w każdym zakątku miasteczka, najbardziej
jednak wyczuwalny na Wzgórzu Katedralnym, gdzie pracownicy muzeum poznają
cię, gdy przychodzisz rano, by posiedzieć w Wieży Radziejowskiego i turystom
objaśnić cudowną prostotę wahadła Foucaulta?
I tym razem będą to tylko pytania bez odpowiedzi.
Jest późny wieczór, ostatni turyści zniknęli z dziedzińca
katedralnego kilka godzin temu, bramę zamknięto. W planetarium gasną światła,
milkną głosy, z głośników powoli zaczynają wydobywać się dźwęki "Blade
Runner" Johna Vangelisa — jedna z ulubionych płyt miłośnikow astronomii
zgromadzonych pod kopułą planetarium. Po chwili zapalają się sztuczne gwiazdy
i, za sprawą Bartka, zaczynają tańczyć w rytm muzyki. Planety poruszają się
wbrew prawom Keplera, niespodziewanie nadlatuje kometa, ze sztucznego nieba
spada deszcz meteorów. W planetarium trwa spektakl "Muzyka pod gwiazdami".
Płyta kończy się, wszyscy zaczynają bić brawo.
— Bartek, jesteś naszym mistrzem!
Na zewnątrz jest już zupełnie ciemno, opuszczamy Wzgórze i kierujemy się w
stronę miasta. Nie można tak zwyczajnie skończyć tego dnia, szczególnie, że
pogoda dopisuje, jest ciepło a na niebie nie ma nawet najmniejszej chmurki.
Idziemy na molo, gdzie o tej porze spotkać można już tylko wędkarzy. Wszyscy
rozsiadają się nad samą krawędzią i podnoszą do góry głowy. Jest sierpniowa
noc, o tej porze roku na niebie pojawiają się Perseidy — rój meteorów, przez
laików zwanych "spadającymi gwiazdami".
— Poleciał… i następny — i tak przez prawie godzinę.
Odgłos fal uderzających o betonowe molo, nietoperze krążące nad wodą a po
chwili znowu ta sama droga prowadząca na Żurawią Górę. Jest zupełnie ciemno i
mam wrażenie, że na niebie widać każdą, nawet najmniejszą gwiazdę.
— To niesamowite, że aż tyle ich świeci — dziwi się Bartek.
Po kilku spędzonych z tymi ludźmi dniach przestał mnie już dziwić ich zachwyt
nad tym, co zobaczyć można na niebie. Gdy jesteśmy na Żurawiej Górze Ola
wyciąga list, który dostała trzy lata temu od Uli:
— Zanim zaczęły się studia Ula obiecała, że jej fascynacja gwiazdami nigdy
się nie zmieni.
List:
Aleksandro,
Pięknie napisałaś o gwiazdach. Nie zdawałam sobie sprawy, bo i się nad tym
nie zastanawiałam, że i dla mnie są one czymś więcej niż obiektem fascynacji.
Chodzi mi o przyjaźnie, o Frombork. Wiesz, myślę, że nie stanę się do końca
takim typowym astronomem (o ile nim w ogóle będę), który siedzi tylko w
zadaniach. Za kilkanaście lat znów spojrzę w niebo, jak to robiłam na
początku i pomyślę o Was wszystkich.
Przypomniało mi się to, co Irek powiedział rok temu, że dużo stracę, gdy
zacznę się tego uczyć. Nie miał racji, bo pod tymi zadaniami kryje się coś
więcej: tajemnica i wspomnienia.
Rozmawiałam z Tomkiem o Sylwestrze w F. Jak będziesz pisała do chłopaków, to
rusz już tą sprawę. Bartek też jest do tego pozytywnie nastawiony.
Upijaj się tam w Krakowie szczęściem (i nie tylko). Do zobaczenia
Ula
Obserwatorium na Żurawiej Górze zaczyna tętnić
życiem, dopiero wtedy, gdy normalni ludzie zapadają w sen. Na polu namiotowym
płonie ognisko a powyżej w dwóch małych budynkach, w których znajdują się
teleskopy, ktoś próbuje sfotografować jakiś obiekt na niebie. Astrofotografia
to dla wielu ludzi, z którymi tutaj teraz jestem, nieodłączna część samej
astronomii i Fromborka. W czasie wakacji młodzi miłośnicy astronomii
fotografują przede wszystkim planety, gromady gwiazd i odległe galaktyki. Ci
którzy astrofotografią się nie zajmują przychodzą do obserwatorium popatrzeć.
Dla tych, którzy na co dzień nie zajmują się astronomią i nie posiadają
własnego sprzętu, jest to jedyna okazja w ciągu roku by spojrzeć na niebo
przez okular teleskopu.
Dzisiaj niebo przesłoniły chmury. Od czasu do czasu nad Żurawią Górą
pojawia się prześwit i wtedy Kozioł z Fachowym pędzą do obserwatorium,
żeby zrobić kilka zdjęć. Reszta siedzi w Syfie, za zimno dziś na
ognisko. Kozioł przywiózł magnetofon i można słuchać muzyki, właśnie leci
"Sad But True" Metallici. Pijemy piwo, toczą się dyskusje o wszystkim. We
wrześniu na internetową listę dyskusyjną "Wakacji" dotrze list z Rudy
Śląskiej:
To:
Frauenburg Gangsters
Witajcie,
Właśnie przyszedłem z budy (kolejne 16 godzin wolnego). Żeby się nie dołować
szkołą i brakiem świetnych LASEK słucham METALLICI. Właśnie się skończył
"Enter Sandman" i teraz leci "Sad But True".
W szkole i w domu LUZ. Podobnie jak wy tęsknię za Fromborkiem, ale w domu
jestem sam i czuję się jak w SYFIE. Niestety dzisiaj się to skończy, mama
wraca.
No to cześć, idę doglądać mój obiadek
OLO
Syf jest po obserwatorium chyba najważniejszym miejscem na Żurawiej. W
piwnicy domku, który stoi na Żurawiej "Wakacje w Planetarium" mają zaplecze
sanitarno-kuchenne — mogą się tu umyć i zjeść, najczęściej, zlewaną wrzątkiem
zupkę z torebki. Ktoś kilka lat temu nazwał to miejsce "Syfem", bo jak zwykle
panował tu, łagodnie mówiąc, nieład, i tak już zostało. Dzisiejsza noc to
jedna z tych, które spędza się w "Syfie" na rozmowach do świtu. Ci którzy
wytrwają, wybiorą się do Fromborka na molo, by podziwiać kolejny,
niepowtarzalny wschód Słońca, o którym Kasia powie:
— Ze wschodem nigdy nic nie wiadomo. Tego, że Słońce zajdzie, możesz być
pewna, ale tego, że wzejdzie nie. Ta chwila kiedy jeszcze go nie ma, ale
wiesz, że za chwilę powinno wyłonić się zza horyzontu to chwila największej
niepewności. A nuż dzisiaj się nie pojawi.
Wyjeżdżam z Fromborka tym samym pociągiem, który mnie tu
przywiózł — sławną Strzałą Północy, która pokonuje
czterdziestokilometrową trasę do Elbląga w zaledwie godzinę i trzydzieści
minut. Jedzie ze mną Tomek:
— Kończą się wakacje, po kolei odprowadzasz przyjaciół na stację. Wreszcie i
Ty wsiadasz do pociągu, ostry gwizdek, ruszasz… Ale wiesz, że wkrótce tu
wrócisz: w październiku, gdy wiatr kołysze drzewami; w grudniu, gdy sypnie
śniegiem; w maju, gdy wiosna w pełni; na następne wakacje; a może w jeszcze
innej chwili…?
Bo Frombork Cię wciągnął. Gdziekolwiek rzucą Cię losy w Twoim przyszłym
życiu, słowo "Frombork" przywoła wspomnienia. Może po latach poczujesz, że
brakuje Ci czegoś nieokreślonego, za czym tęsknisz i znowu wsiądziesz w nocny
pociąg, by u końca podróży zobaczyć kilka znajomych twarzy, które dokładnie w
tej samej chwili przywołał tutaj ten sam irracjonalny zew. Zupełnie tak, jak
w śnie Toma.
Nad Zalewem Wiślanym został Frombork, trochę bardziej na południe Żurawia
Góra. W październiku zadzwoni do mnie telefon z Fromborka, Magda przeczyta mi
słowa, które Radziu napisał na jednej ze ścian w Syfie: Frombork:
Kopernik, Syf, Kopiko, Pomidorówka, Strzała Północy, Prześwity nad Żurawią
Górą.
Tutaj znajdziesz nieco inną (krótszą i przeredagowaną) wersję tego tekstu, przygotowaną przez Olę dla Gazety Studium Dziennikarskiego Akademii Pedagogicznej w Krakowie
© 1999–2018 by Tomasz Lewicki