Gwiazdy nad Grudziądzem

Zofia Nowicka

Poniższy artykuł został opublikowany w miesięczniku "Urania" z marca 1975 r. Przygotowanie i publikacja wersji elektronicznej za zgodą redakcji czasopisma "Urania-Postępy Astronomii".

Zapadam się w głęboki fotel w okrągłej, wyłożonej drewnianą boazerią salce. Nad boazerią fotograficzna panorama Grudziądza. Dumne sylwetki starych spichrzów, kościelne wieże, rozłożyste drzewa odcinają się plastycznie od białej kopuły sklepienia. W środku pokoju aparat projekcyjny, podobny do barbarzyńskiego klejnotu trackiego nabijanego ćwieczkami. Mój astronom (lat bodaj 25, nosi czerwony sweterek i długie włosy, ma szczupłą twarzyczkę i duże oczy, nazywa się mgr Małgorzata Śróbka) — naciska jakiś klawisz, kopuła zaczyna ciemnieć, błękitnieje, pojawiają się pierwsze gwiazdy nad panoramą Grudziądza. A równocześnie kopuła wydaje się rosnąć. Uwierzyć trudno, że ma tylko 6 m średnicy, wypełnia ją przecież cały olbrzymi firmament, niezmierzona głębia odwiecznej tajemnicy. Złudzenie jest tak doskonałe, że część zwiedzających twardo wierzy, że rozsunęła się kopuła, ukazując roziskrzone niebo. Równocześnie muzyka. Nowoczesna, "kosmiczna"…

Na niebie pojawia się sztuczny satelita, potem biały kontur ukazuje sens nazwy Wielki Wóz; biała strzałka posuwa się po niebie wskazując obiekty wymienione w komentarzu. A teraz zmaterializowana abstrakcja: równik, południki, równoleżniki i — niesłychana historia — prawie zrozumiałe wydaje się to, co w szkole wydawało się abrakadabrą. Nagle — Co to? Zawirowały gwiazdy, firmament wali się na głowę, koniec świata? Nie, wszystko się uspokaja, tylko nad Grudziądzem zamiast Wielkiej Niedźwiedzicy pojawił się Krzyż Południa. Takie niebo widać na antypodach, z "tamtej" strony globu… Fascynujące widowisko!

Nie tylko widowisko. Jestem w samym sercu czegoś, co można nazwać grudziądzkim fenomenem. Nie ma w Polsce miasta, w którym zrobiono by tak wiele dla upowszechnienia astronomii… pisał warszawski "Ekspres Wieczorny" w lutym 1973 r. I nigdzie nie udało się tak ściśle związać trudnych spraw astronomii z codziennym życiem miasta. A przecież, kiedy przystąpiono w Polsce do opracowywania programu obchodów 500-lecia, Grudziądza w ogóle nie było na projektowanym Szlaku Kopernikowskim.

Człowiekiem, który zapalił gwiazdy nad Grudziądzem, jest zwykły drogista o niezwykłej wyobraźni i niespotykanym talencie organizacyjnym — Jerzy Szwarc. Uczciwie przyznaje się, że zachęcił go przykład Adama Giedrysa, krawca-astronoma ze Szczecinka, jednego z pierwszych Polaków, którego zaproszono do ośrodka lotów kosmicznych NASA w Houston. Sekcja Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii w Grudziądzu powstała z inicjatywy i pod przewodnictwem Jerzego Szwarca w roku 1968. "Napsuł nam krwi fantastycznie ten nieznośny wymagający, strzelający wciąż nowymi pomysłami człowiek — ale zaraził nas entuzjazmem, trzeba przyznać" — wspominają pionierzy tamtych lat.

Pierwszym sukcesem było umieszczenie Grudziądza na mapie Szlaku, skutek urządzonych z niespotykanym rozmachem "Dni Astronomii" i publicznych obserwacji nieba (bombowa frekwencja) przez rozmieszczone w czterech punktach miasta lunety. A potem — groziła generalna klapa. Zuchwałe wizje Szwarca przeraziły nie na żarty lokalne władze. Obserwatorium astronomiczne, planetarium? Co się marzy temu wariatowi? Poza placówkami naukowymi i Chorzowem nie ma takich rzeczy w Polsce. Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Grudziądz? Ale miała szczęście grupka miłośników astronomii: na czele Komitetu Obchodów Koperni-kańskich w Grudziądzu stanął ówczesny I sekretarz KMiP PZPR — mgr Edward Szymański. Ten nie przestraszył się wizji, rozmachu ani roboty. Budowa weszła do programu. To, co się potem zaczęło dziać w Grudziądzu, było czystym szaleństwem.

Czasu było straszliwie mało, bo uroczystości grudziądzkie rozpoczęły się rok wcześniej niż ogólnopolskie. Bo tu właśnie wygłosił Mikołaj swój traktat o pieniądzu, a w roku 1972 przypadała 450. rocznica. "Nasz Kopernik — to ekonomista" — mówili grudziądzanie. I takim go widzimy na obrazie Krzysztofa Cendera, na pamiątkowym medalu i na pomniku dłuta Henryka Rasmusa.

Ostateczna decyzja o budowie obserwatorium i planetarium na dobudowanej kondygnacji Technikum Chemicznego i Elektycznego zapadła w styczniu 1971 r. Na rok przed uroczystościami, a nieco później niż uchwała o budowie 5 ludowych obserwatoriów i planetariów w Polsce. Wśród tych pięciu o Grudziądzu znowu — niestety — nie było mowy. A jednak tu właśnie — dokładnie w 7 miesięcy od daty rozpoczęcia budowy — stanął pierwszy z owej piątki obiekt. I jemu właśnie przypadła przeznaczona dla pierwszego nagroda — dar Obserwatorium Uniwersytetu Warszawskiego, 3-metrowy refraktor. "To jest wprost fantastyczne — entuzjazmował się twórca założeń programowych ośrodka, wybitny astronom doc. dr Andrzej Woszczyk z UMK — Grudziądz ma swoje obserwatorium i planetarium! O budowie Ludowego O.A.iP. w Toruniu myśleliśmy 12 lat temu. Mamy jednak tylko makietę, nasze marzenia zrealizował Grudziądz!"

Do dziś wspominają w PTMA bohaterski okres budowy. Ten powszechny entuzjazm mieszkańców… Mimo przeciążenia zamówieniami przyjęło budowę Grudziądzkie Przedsiębiorstwo Budowlane. Największy kłopot był z kopułami. Kto dziś buduje kopuły? A zakłady Zeissa zastrzegały sobie zaledwie 2 cm tolerancji przy kopule 6-metrowej średnicy. Z pomocą ruszyli budowniczowie z Piwnic. Aparatura Zeissa — to ciężkie dewizy. Wyproszono je u ówczesnego ministra oświaty prof. Henryka Jabłońskiego. Fundusze na budowę dało Kuratorium, niebagatelny wkład pracy fizycznej — młodzież. A potem — o ironio! — wszystko byłoby się rozbiło o… meble. Tu już nie pomogły żadne naciski. I wtedy ówczesny dyrektor Technikum, na którego głowie była cała budowa, mgr Bolesław Krzemień, przypomniał sobie, że grywał ongiś w bridge'a z dyrektorem zakładów meblarskich w Radomsku. Łap za słuchawkę: "Ratuj chłopie — bo leżę". I dostawa została zaklepana.

W marcu 1972 na ukoronowanie trwających cały miesiąc uroczystości Grudziądz otrzymał obiekt, którego nie powstydziłby się żaden z najbardziej rozwiniętych krajów świata. Bo nic w nim nie ma małomiasteczkowego, żadnej prowizorki, fuszerki "złotej rączki" — robota jest rzetelna, fachowa, precyzyjna. Obiekt mieści także salkę na 80 miejsc, czytelnię z małym muzeum kopernikańskim, taras do obserwacji letnich, hall ze stale zmienianymi wystawami, gdzie na miejscu honorowym stoją globus Księżyca (depozyt ambasady USA) i precyzyjne modele statków kosmicznych (dar ZSRR). Jest też salka posiedzeń PTMA. Bo nie osłabła działalność tych zapaleńców, co pierwsi w Polsce potrafili ściągnąć na wystawę skały księżycowe (10000 zwiedzających!).

Skończyły się dopiero co kolejne "Dni Astronautyki". Wiosna. Grudziądz święci Dni Kopernika, w kwietniu "Kosmonautów", regularnie odbywają się piątki astronomiczne, sesje popularnonaukowe, sympozja, imprezy, zjazdy. Co najdziwniejsze, cieszą się niezmienną frekwencją, choć już przecież przestały "nowości potrząsać kwiatem", a prelegentami bywają poważni naukowcy (zapraszani przez KLUB MPiK, którego kierownik mgr Jerzy Skowroński jest aktywnym członkiem PTMA).

Fenomen drugi. Mamy w Polsce 7 planetariów. Największe w Chorzowie, średnie w Olsztynie oraz 5 typu grudziądzkiego: w Warszawie, Szczecinie, Fromborku i Krakowie. Planetarium wymaga oddania mu się bez reszty, a w Grudziądzu jest tylko jedna osoba, zatrudniona przecież w szkolnictwie — astronom mgr Małgorzata Śróbka. — "Ale ja mam do pomocy młodzież!" — oponuje p. Małgorzata, która jest osobą, jak na przedstawiciela nauk ścisłych przystało, obiektywną i zrównoważoną, tylko o młodzieży mówi w superlatywach: "Oni są wspaniali!" i z braku innych określeń bezradnie rozkłada ręce. I ma chyba rację. Są wspaniali. Placówka ma charakter unikalny. Tak ze względu na usytuowanie w Technikum jak i na fundusze, z których powstała (Fundusz Budowy Szkół i dotacja Kuratorium), jest ośrodkiem międzyszkolnym, służąc jako obiekt metodyczny i dydaktyczny, którego rezultaty są więcej niż obiecujące. Wiadomo, jaką troską przejmuje nasze Władze fakt, że nabór młodzieży na najbardziej przyszłościowe, najpotrzebniejsze dla rozwoju techniki kierunki nauk ścisłych, jest na naszych wyższych uczelniach prawie z reguły deficytowy. Otóż zastanawiające są fakty odnotowane w Grudziądzu. Ubiegłoroczne półfinały Olimpiady Astronomicznej dla 6 województw Polski Północnej odbyły się w Grudziądzu, skąd pochodziła największa ilość kandydatów. Na VI Seminarium Astronomicznym w roku 1972 młodzież opracowała 14 referatów, którym jury złożone z fachowców-astronomów zarzuciło jedynie zbyt wielką ilość wygrzebanych z trudno dostępnych źródeł szczegółów. Na VII seminarium przedstawiono 10 referatów. Spośród 6 tegorocznych maturzystów — członków Międzyszkolnego Koła Astronomicznego — wszyscy wybrali nauki ścisłe. Koło liczy kilkudziesięciu członków, pracujących w 5 sekcjach: dwóch dla początkujących, jednej dla zaawansowanych, sekcji obserwacyjnej i fotograficznej. Osobno pracuje 25-osobowe koło fizyczne. "Należą do niego ci, których już znudziła astronomia i zrozumieli, że przecież o fizykę w tym wszystkim chodzi" — objaśnia p. Śróbka. Co jednak najdziwniejsze, to fascynacja astronomią najmłodszych — 14, 16-letnich uczniów szkół podstawowych. — "Są nieprawdopodobni — mówi mgr Śróbka — Czasem objaśniając im jakieś zagadnienie używam pojęć daleko wybiegających poza program szkoły podstawowej. Próbuję wyjaśnić prościej. Ale wtedy oni uspakajają mnie: niech pani mówi dalej, rozumiemy! I rzeczywiście: swobodnie posługują się logarytmami, ba! nie jest im obcy rachunek różniczkowy. Sami się nauczyli!".

Moim przewodnikiem po obserwatorium jest Mirosław Wyrostkiewicz, lat 16, uczeń I kl. LO. Obok 8-klasistów Artura Thielmanna, Sławomira Kruczkowskiego, Piotra Szwarca (syna Jerzego, niedaleko pada jabłko od jabłoni!) — jest oficjalnym przewodnikiem po obsesrwatorium dla licznych wycieczek PTTK zwiedzających ośrodek. Niestety — nie zobaczę dziś pierścieni Saturna ani dziwnej czerwonej plamy na Jowiszu, o której opowiada tak interesująco Mirek. Dziś gwiazdy nieczynne, pada deszcz. — "A to całe opowiadanie niewiele daje, trzeba samemu zobaczyć, to jest wrażenie niezapomniane" — gorąco agituje mój przewodnik.

W złotej księdze PiOA znalazłam zdanie Jerzego Waldorffa, które na początku uważałam za żart. Postulował on mianowicie urządzenie planetariów i obserwatoriów w każdym powiecie. Po rozmowie z młodzieżą tłumnie zapełniającą salki grudziądzkiego ośrodka — odbywał się właśnie turniej kończący Dni Astronautyki, a 4 zestawy zawierające każdy po kilkadziesiąt podchwytliwych pytań przejęły mnie zbożną trwogą — zastanawiałam się głęboko. Ci młodzi ludzie żyć będą w XXI wieku. Naszą jest rzeczą stworzyć im warunki, by w nowy, trudny świat weszli bez kompleksów. Więcej: by zapewnili w nim godne miejsce dla naszego kraju. I naszą jest rzeczą, by było tych młodych jak najwięcej. Nie wystarczą do zachęty dotychczasowe pomoce naukowe, ani najdoskonalsze podręczniki. Potrzebna jest wizja. Działacze grudziądzcy otwierając w trudzie okno na gwiazdy odsłonili przed młodzieżą swego miasta szerokie horyzonty. Dali jej przepustkę do XXI wieku. Bo jak inaczej określić zacytowane przez naczelnego redaktora pisma PTMA "Urania" Ludwika Zajdlera słowa: Ów człowiek, co zęby zjadł na problemach astronomii, wyraził zdziwienie, że jeden z uczestników Sympozjum Astronomicznego wybrał sobie tak trudny temat jak materia i antymateria. Uczeń, Bogdan Krauze, odpowiedział spokojnie: "Dla mnie to jest proste"… Ten chłopak już dojrzał do XXI wieku…

[ Strona główna | Podbój Polskich Planetariów | Planetaria | Astronomia | Podróże | Informacje techniczne | Nowości | Mapa strony | PGP ]

Ostatnia aktualizacja: 24 lutego 2009


© 1999–2018 by Tomasz Lewicki

Dobra strona!

Creative Commons Spam Poison Valid XHTML Valid CSS2 Kubuntu PageRank