Przejścia planet przed tarczą Słońca — trochę teorii
Niniejszy tekst został napisany na prośbę pewnego
internauty, ale po pewnych modyfikacjach uznałem go za godny publikacji w
Sieci. Może przyda się i Tobie…?
We wszystkich poniższych opisach zakładam domyślnie, że mowa jest o
obserwacjach z powierzchni Ziemi. Zanim przejdę do bardziej szczegółowych
wyjaśnień, opiszę pokrótce i możliwie prosto, na czym polega zjawisko
przejścia planety przed tarczą Słońca. Takie zjawisko nazywa się również
tranzytem (czytaj także tutaj).
Jeśli jakieś ciało niebieskie przechodzi przed innym ciałem, to dla
obserwatora tego zdarzenia oba ciała znajdują się na jednej linii. Trzecim
ciałem jest obserwator (ogólniej: Ziemia). Skoro "coś" przechodzi przed
"czymś", to znaczy, że jeden obiekt przesłania drugi, czyli ciało zakrywające
jest bliżej, a ciało zakrywane dalej. Jest to intuicyjnie oczywiste i nie
wymaga głębszych rozważań. Przypadki szczególne są następujące:
Dla naszych potrzeb załóżmy początkowo, że planety obiegają Słońce po
orbitach kołowych (układ heliocentryczny) i że wszystkie poruszają się w tej
samej płaszczyznie pokrywającej się z równikiem słonecznym. Obserwator
ziemski co pewien czas zauważy, że na tle Słońca przechodzi Merkury oraz
Wenus. Częściej zobaczymy Merkurego niż Wenus, ponieważ porusza się po
orbicie o mniejszym promieniu i co za tym idzie — obiega je w krótszym niż
Wenus czasie.
"Prawdziwy" Układ Słoneczny nie jest tak idealnie prosty. Planety nie dość,
że poruszają się po elipsach, to jeszcze płaszczyzna każdej elipsy jest
nachylona pod innym kątem do orbit pozostałych planet i równika słonecznego.
W związku z tym mniej prawdopodobna jest sytuacja, że trzy ciała — Słońce,
Merkury/Wenus i Ziemia znajdą się w jednej chwili na jednej prostej. Taka
cykliczność jednak występuje: w ciągu stulecia następuje średnio 13 przejść
Merkurego i 1,35 przejście Wenus (to znaczy, że tranzyt Wenus można
obserwować w odstępach czasu średnio większych niż 100 lat).
Z tych rozważań łatwo można wywnioskować, że hipotetyczny obserwator na
Merkurym nigdy nie zobaczy przejścia żadnej planety na tle Słońca, z Wenus od
czasu do czasu można spostrzec przejście Merkurego, a obserwator np. na
Saturnie ma szansę ujrzeć tranzyt Merkurego, Wenus, Ziemi, Marsa, różnych
planetoid oraz Jowisza. Ogólna zasada jest wobec tego taka, że można zobaczyć
przejście na tle Słońca tylko tych ciał, które znajdują się pomiędzy
obserwatorem i Słońcem. Jest to intuicyjnie jasne — orbita ciała
przechodzącego na tle tarczy słonecznej musi zawierać się w orbicie tej
planety, na której znajduje się obserwator.
Używając obrotowej mapy nieba albo programu astronomicznego potrafiącego
wyświetlać wygląd nieba w zadanym momencie można łatwo ustalić pozycje Słońca
w chwilach, w których nastąpiły (albo nastąpią) tranzyty. Weźmy dla przykładu
7 maja 2003 r., 8 listopada 2006 r. (tranzyty Merkurego) i 8 czerwca 2004
r. (tranzyt Wenus). 7 maja 2003 r. Słońce było w znaku Barana, 8 listopada
2006 r. będzie w znaku Wagi, a 8 czerwca 2004 — w Byku. Dodanie roku do
każdej daty jest właściwie nieistotne — przecież co roku tego samego dnia
Słońce jest w tym samym gwiazdozbiorze zodiakalnym. Pomijam bardzo nieznaczne
(rzędu 1' rocznie) cofanie się Słońca po ekliptyce. Tobie, Czytelniku,
pozostawiam odpowiedź na pytanie, w jakim znaku były lub będą wtedy Merkury i
Wenus i dlaczego. Warto w tym miejscu "rozprawić się" z kilkoma błędnymi
poglądami na temat horoskopów i tego, pod jakim znakiem urodził się każdy z
nas. Piszę na ten temat tutaj.
Z tranzytem nieodłącznie wiąże się pojęcie koniukcji dolnej (zwanej również
złączeniem dolnym). Jest to po prostu chwila, w której dana planeta
wewnętrzna (Merkury lub Wenus) znajduje się najbliżej Słońca (najbliżej w
sensie odległości na niebie, a nie odległości w przestrzeni). Dla obserwatora
na Ziemi ma wtedy największą średnicę kątową. KAŻDY tranzyt następuje w
chwili koniunkcji dolnej, ale nie każda koniunkcja dolna wiąże się z
przejściem planety na tle tarczy słonecznej. Skoro mówimy o koniunkcji
dolnej, powinna być i górna. I rzczywiście — to chwila, w której Słońce
znajduje się dokładnie pomiędzy Ziemią a daną planetą, która jest wówczas
niewidoczna z Ziemi.
Przeciwieństwem koniunkcji są elongacje. Są to momenty największych oddaleń
danej planety od Słońca na niebie. Należy dobrze rozumieć pojęcie "odległość"
nie jako wielkość fizyczną wyrażoną w jednostkach długości, ale jako
odległość kątową; kąt między półprostymi łączacymi środki Słońca i Ziemi oraz
Ziemi i planety. Elongacja wschodnia oznacza, że planeta znajduje się na
wschód od Słońca, podobnie elongacja zachodnia to odległość od Słońca na
zachód. Pojęcie "elongacja" stosuje się tylko do Merkurego i Wenus.
Maksymalne wartości elongacji nie są jednakowe za każdym razem i zależą od
wzajemnej konfiguracji Słońca, Ziemi i danej planety.
Jeśli Wenus jest w elongacji wschodniej, to zachodzi później niż Słońce.
Staje się to oczywiste, jeśli narysujemy sobie tę sytuację na schematycznej
mapce. Okręgiem oznaczmy niebo, zaznaczmy punkty kardynalne (północ, zachód,
południe, wschód), narysujmy ekliptykę (fikcyjny okrąg na niebie, po którym
porusza się Słońce i — w dobrym przybliżeniu — planety), w pewnym miejscu
ekliptyki zaznaczmy Słońce, a na wschód od niego, również na ekliptyce (model
kołowy) zaznaczmy Wenus. Teraz wyobraźmy sobie, że Słońce zachodzi. Co się
dzieje? Słońce schowało się pod horyzontem, tzn. jest poza zasięgiem mapki,
jakby "pod" płaszczyzną kartki. Co dzieje się w tym czasie z Wenus? Również
przesuwa się na zachód, w kierunku zgodnym z pozornym ruchem nieba (i
Słońca), ale zachodzi dopiero kilka godzin później niż Gwiazda Dzienna.
Dla przykładu rozpatrzmy ruch Wenus w pierwszej połowie 2004 roku. Na
początku roku odległość Wenus — Słońce wynosi około 33 stopni, na początku
lutego — ok. 39 stopni, na początku marca — ok. 44 stopni, w końcu marca
(dokładnie 29 marca) mamy maksymalną elongację wschodnią — ok. 46 stopni, z
początkiem maja wartość elongacji maleje do 41 stopni, na początku czerwca
wynosi już tylko 13 stopni. 8 czerwca jest równa 0 stopni. Co to oznacza?
Oczywiście koniunkcję dolną. Ale nie dość tego — mamy również tranzyt!
(więcej o czerwcowym zjawisku tutaj). Na
początku lipca elongacja ma wartość 29 stopni, ale to już jest elongacja
zachodnia. Maksymalną elongację zachodnią planeta osiągnie 17 sierpnia.
Teraz łatwo wywnioskować, jakie będą warunki obserwacji Wenus między Nowym
Rokiem a początkiem lata. Aż do końca maja planeta będzie dobrze widoczna
wieczorem jako jasna gwiazda (tak się mówi, co prawda mało poprawnie w sensie
formalnym, ale obrazowo). 8 czerwca nastąpi tranzyt, tzn. kilka dni przed i
po tym zjawisku Wenus nie będzie widoczna z Ziemi, gdyż blask Słońca będzie
ją "gasił". Później będzie można ją obserwować rano, przed wschodem Słońca.
Początkowo będzie to trudne, ale już w końcu czerwca planeta będzie wschodzić
około godzinę wcześniej niż Słońce.
Dodam jeszcze, że w okolicach maksymalnych elongacji można czasem dojrzeć
Wenus gołym okiem (w tzw. "biały dzień"), chociaż nie jest to łatwe i trzeba
wiedzieć, gdzie szukać. Można również spróbować obserwacji przez lornetkę.
Uprzedzam jednak, że trzeba do tego dużo cierpliwości, pewnej ręki albo
dobrego statywu i… bardzo czystego powietrza.
[ Tranzyty i
zakrycia | Znaki Zodiaku | Astronomia ]
[ Strona główna | Informacje techniczne | Nowości | Mapa strony | PGP
]
Ostatnia aktualizacja: 26 lutego 2006
© 1999–2018 by Tomasz Lewicki